Uda mi się. Nic się nie stanie. Tu nikt nie jedzie.
Zasada ograniczonego zaufania. Myślę, że również wobec siebie samego - swoich możliwości, refleksu, pewnie i inteligencji też.
Nikt nie jest świętą krową i nikt nie jest żelazny ani nieśmiertelny. Przykłady można mnożyć. Jestem pieszym, kierowcą, rowerzystą, biegam i chodzę z kijkami, więc ogląd sprawy mam wielostronny. Co z tego, że na osiedlowej ulicy buduje się dwa spowalniacze, które pokonywać trzeba z prędkością 10 km na godzinę, gdy na jezdni znajdują się dzieci na rolkach, hulajnogach i deskorolkach. Dzieci uważają, że mogą sobie jeździć, skoro kierowcy jadą swoim pasem i powoli. A co w razie upadku dziecka? Jeżeli wywróci mi się pod koła albo na samochód, to może zostać mocno potubowane.
W pobliskiej miejscowości jedna z ulic (prowadząca na dworzec PKP, fragment trasy do Wrocławia) nie posiada chodnika. Pobocze trawiaste, rosną okazałe lipy, które komplikują zagadnienie poprawy bezpieczeństwa. Niestety przy tej ulicy jest sklep spożywczy. Piesi wędrują po jezdni, swoją prawą lub swoją lewą (jak nogi poniosą), często parami, o zgrozo nawet trójkami. Dziwi mnie tak luźne podejście do własnego bezpieczeństwa. Przecież o zmroku lub jadąc pod słońce kierowca nawet przy najlepszych chęciach może zbyt późno rozpocząć hamowanie, a nawet 50 czy 40 km/h to wciąż bardzo dużo biorąc pod uwagę masę pojazdu.
Nigdy nie zrozumiem biegacza, który po zmroku biegnie jezdnią. Chodników i ścieżek rekreacyjnych mamy od licha i trochę, jest stadion z asfaltowym torem na dawnej bieżni, jest boisko lekkoatletyczne z profesjonalną nawierzchnią.
Pisałam już na czacie o sytuacji, która zdarzyła się jakiś tydzień temu, a była już trzecią odkąd jeżdżę hybrydą. W jeździe miejskiej pracuje głównie silnik elektryczny i niestety, ale piesi potrafią z chodnika wparować na jezdnię w losowym miejscu i kompletnie bez spojrzenia za siebie. Nie słyszą auta, więc nawet rzucić okiem się nie chce.
Kierowcy w moim miasteczku też mają swoje za uszami. Nie przepuszczają pieszych na przejściach - potrafią śmignąć praktycznie po noskach butów, gdy ktoś pokonał już połowę przejścia. Blokują przejścia dla pieszych, gdy z podporządkowanej tworzy się kolejka do skrętu. Drugi lub trzeci samochód zatrzymuje się centralnie na pasach.
Niesamowicie wkurza mnie idiotyczne parkowanie na chodnikach. Na moim osiedlu każdy musiał w projekcie poza ewentualnymi garażami mieć zaprojektowane minimum dwa miejsca postojowe na posesji. I owszem zaprojektowane ludzie mają, tylko na te posesje nie wjeżdżają. Poruszanie się po osiedlu to slalom dla kierowców i pieszych - teraz i tak mam dobrze, mówię "dzieci gęsiego" i przechodzimy mimo, ale z wózkiem trzeba było zjeżdżać na jezdnię. Pomysły typu parkowanie autobusu lub naczepy od tira na ulicy - przed posesją albo ulicę dalej(!). Tak - mieszkaniec osiadla uznał, ze skoro na naszej ulicy jedna z działek jest niezabudowana, to przed nią będzie zostawiał naczepę. Parkowanie powoduje, że większe pojazdy muszą najechać na chodnik po przeciwnej stronie prawymi lub lewymi kołami. Krawężnik zaczyna się kruszyć, chodnik się po prostu wgniata, bo nie na takie obciążenia był budowany.
Na przykładzie sąsiada i opisanej przez Ciebie sytuacji widać, że agresja lub obraza to reakcje typowe na zwrócenie uwagi.
Napisałaś tak obszerny komentarz, że przy końcu nie pamiętałem nawet o początku. :D
W każdym razie zgadzam się w 100%. Niestety albo i stety - to nie te czasy, że agresją można coś zdziałać. Jeszcze można, ale myślę, że za maks. 20 lat wszystko się zmieni.
Od trzeciego akapitu to już tylko przykłady z serii "każdy za uszami coś ma". :)
Pyskówka lub obraza świadczą o tym, że winien zdaje sobie sprawę z tego, że postepuje źle, a mimo to próbuje być "panem sytuacji".
Ludzie mam wrażenie rezygnują z prób rozmowy w takich sytuacjach. Raczej nagrywają wideorejestratorami, dzwonią na policję w sprawie nieprawidłowego parkowania lub nie robią nic. Zobaczymy, jak będzie się to zmieniało w czasie. Mam niestety wrażenie, że z takim międzyludzkim dogadaniem się jest niestety coraz gorzej i niestety nawet drobne sąsiedzkie sprawy będą załatwiane za pośrednictwem straży miejskiej lub policji.