Co dalej z akcją German Death Camps?

in #polish6 years ago

Akcja German Death Camps narodziła się 4 lata temu na Wykopie. Ktoś rzucił pomysł, by w obliczu licznych kłamstw pojawiających się w zachodnich mediach postawić billboardy przypominające, że obozy były niemieckie. Rozpoczęła się zbiórka. W akcję włączyła się @fundacja, która ogłosiła konkurs na projekt. Wybrać go mieli internauci. Stworzony został nawet specjalny system do głosowania. Bezapelacyjnie zwyciężyła grafika Marcina Bronickiego. Dość minimalistyczna: wąs i grzywka Hitlera wpisane w bramę obozu KL Auschwitz. Był to początek 2016 roku. Billboardy stanęły latem - we Wrocławiu, tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży. Wydrukowane zostały również plakaty i ulotki. Przez kolejne pół roku zastanawialiśmy się co dalej z akcją, bo stawianie billboardów w Polsce (w normalnych okolicznościach, bez wydarzeń ściągających tłumy obcokrajowców) nie miało sensu. Polakom przecież nie trzeba mówić, jak było. Z kolei wynajęcie powierzchni reklamowej zagranicą jest o wiele droższe.

IMG_9293.JPG

W styczniu 2017 roku rozpętała się burza w Internecie. ZDF nie wykonał wyroku, który zapadł w procesie z powództwa byłego więźnia KL Auschwitz Karola Tendery, w związku z użyciem zwrotu "polskie obozy zagłady". Polscy internauci, uzbrojeni w hasztag #GermanDeathCamps, rozpoczęli ofensywę. Niemiecka stacja usuwała komentarze. Tak pojawiła się koncepcja wysłania billboardu GDC do Moguncji (niem. Mainz), aby stanął pod siedzibą stacji. Wkrótce pomysł został rozbudowany i spod siedziby ZDFu nasz "wóz Drzymały" pojechał dalej do Belgii i Wielkiej Brytanii. W drodze powrotnej stanął w Berlinie.

ber2.jpg

Trasa zakończyła się pod koniec lutego. Jeszcze w trakcie jej trwania pojawiły się sugestie, aby wyruszyć do USA. W marcu rozpoczęła się zbiórka. Szybko jednak dokonaliśmy rewizji założeń. Cóż, w Stanach Zjednoczonych nasz billboard mógłby być dla mieszkańców kompletną abstrakcją. Amerykanom należałoby najpierw ukazać cały kontekst, a najlepiej zamiast hasła przedstawić los Polski podczas II wojny światowej (nie tylko niemieckie obozy). Tak narodziła się koncepcja stworzenia autobusu-muzeum.

02.jpg

03.jpg

04.jpg

Zbiórka, która wciąż zresztą trwa, zakłada zebranie 100 tys. złotych. Trzeba mieć jednak na uwadze, że to jedynie mała część kwoty, która jest potrzebna, aby taki projekt zrealizować. Największym kosztem jest oczywiście autobus (zgodny z normą EURO 6) i jego wyposażenie. Tu trzeba milionów - nie tysięcy. Dlatego postanowiliśmy szukać środków publicznych. Niestety bezskutecznie. Co prawda nasza zbiórka przez ostatni rok posunęła się znacznie (głównie za sprawą zamieszania wokół ustawy o IPN) - z 10 tysięcy złotych zrobiło się 75 tysięcy. Wciąż jednak jest to kropla, która nie pozwala nawet na zakup infrastruktury multimedialnej. Mówił zresztą o tym @marcinwolak podczas rozmowy w TVP Info, która miała miejsce rok temu.

Fundacja Tradycji Miast i Wsi z zasady nie sięga po publiczne środki. Wszystkie działania prowadzone od 2013 roku finansowane były tylko i wyłącznie z darowizn. W przypadku autobusu-muzeum zarząd był jednak gotowy na odstąpienie od tej reguły. Spore nadzieje związane były ze środkami Polskiej Fundacji Narodowej. Złożony został nawet projekt. Bez odpowiedzi. Był też pomysł, by budować muzeum stopniowo - zacząć od wystawy, multimediów, a zakup samego autobusu zostawić na koniec. Teoretycznie poszczególne segmenty można by sfinansować z mniejszych programów grantowych. Niestety większość konkursów znajdujących się w naszym zasiegu nie zezwalała na zakup środków trwałych.

Po roku prób pojawia się zatem pytanie: i co teraz?

Drogi są dwie: czekać na zwrot akcji lub zmodyfikować koncepcję. Mi od pewnego czasu chodzi po głowie... VR. Pierwotnie miał on być dodatkiem do mobilnego muzeum. Mógłby on jednak całkowicie zastąpić ekspozycję. Można przecież przenieść całe muzeum do rzeczywistości wirtualnej. Plusem takiego rozwiązania jest brak ograniczeń wielkości wystawy. W autobusie można zmieścić zaledwie kilka ekranów i plansz - do wirtualnego muzeum można przenieść choćby i cały obóz. Poza tym jest to formuła, która z pewnością może zrobić dużo większe wrażenie na odbiorcy. Minusem jest przepustowość. VR ma swoje ograniczenia. Jeśli stworzymy 5 stanowisk, to równocześnie wystawę może oglądać 5 osób, czyli kilka razy mniej niż w autobusie. Z drugiej jednak strony idziemy wówczas w jakość a nie w ilość.

Jak już wspomniałem - to tylko pomysł. Mam nadzieję, że niniejszy artykuł będzie przyczynkiem do dyskusji na temat kierunku akcji German Death Camps (a w zasadzie Interaktywnego Mobilnego Muzeum IIWWŚ). Moim zdaniem VR daje spore możliwości. Przede wszystkim jednak pozwala rozpocząć działania z dużo skromniejszym budżetem. Choćby i takim, którym dysponujemy obecnie.

Sort:  

W samym autobusie było przewidziane umieszczenie jednego/dwóch stanowisk VR, więc może byłby to pierwszy krok, do uruchomienia mobilnych punktów VR, a więc i autobusu?

Jak pokazuje doświadczenie duże projekty warto robić małymi krokami. Ten jest wielki, więc tym bardziej powinniśmy pomyśleć o tym co będzie od samego początku skalowalne...

Bo przecież takie stacjonarne stanowiska będzie można umieszczać w wielu miejscach (muzeach?). A docelowo udostępnić w wersji otwartej i udostępnić dla każdego przez internet, gdzie wystarczy już tylko dysponować własnym sprzętem i przeciętnym łączem.

Bo przecież takie stacjonarne stanowiska będzie można umieszczać w wielu miejscach (muzeach?).

O tym to nawet nie pomyślałem. A jest to bardzo dobra myśl. Może zatem zamiast mobilnego muzeum zrobić muzem wirtualne, którego "wystawę" można prezentować w różnych muzeach/instytucjach i w samym Internecie. Wtedy nie trzeba wydawac 2 milionów na autobus spełniający normy.

Co ciekawe VR wcale nie jest taki drogi. Proste google (wykorzystujące smartfon) można kupić już za kilkadziesiąt złotych. Co prawda oculusy są już dużo droższe, ale to koszt oscylujący wokół 2 tys. zł a nie 20 tys. Najlepsza aktualnie kamera Go Pro Fusion to koszt 2800 zł. Takim sprzętem można już nagrać naprawdę dobrej jakości materiał z KL Auschwitz. Równocześnie VR wciąż jest ciekawostką i trzeba jeszcze kilku lat by trafił pod strzechy. W gruncie rzeczy jest to plus, bo o wiele łatwiej jest nim dziś kogoś zaciekawić. A wg mnie ciekawość to pierwszy stopień do... wiedzy ;)

Luźne spostrzeżenie, angielskie napisy trochę słabe są. Np. przetłumaczenie "w różnych mediach całego świata" na "in different worldwide medias". Nie żebym krytykował, ale może ktoś zaangażowany w projekt będzie chciał je dopracować.

Dzięki za uwagę. Choć jeśli zmieni się kierunek projektu, to zapewne trzeba będzie nagrać zupełnie nowy film...

Jeśli ma to być muzeum, to może lepiej zacząć od gromadzenia materiałów i zrobienia jakiejś publicznie dostępnej witryny z tymi materiałami? Materiały w formie przystępnej dla zwykłego "zjadacza chleba", ale bazująca na materiałach źródłowych, aby strona sama się broniła.

Później przy kolejnym "przejęzyczeniu" jakiegoś polityka, ruszyć z mocniejszą ofensywą (lub po prostu robić zadymę) i promować stronę, aby dotrzeć do jak największej liczby odbiorców.

Sam pomysł z autobusem może i jest OK, ale wydaje mi się że za jego cenę można osiągnąć więcej, gdy się go nie kupi.