Nie mogę się nie zgodzić z twoim tekstem. Czekam na drugą część.
Sama religia nie jest w sobie zła. Chociaż sam bym się określił w połowie pomiędzy agnostykiem i ateistą, chrześcijaństwo kompletnie w niczym mi nie przeszkadza. Problem jest z ludźmi. Zawsze określam to tak: są kibice i są kibole, są katolicy i są katole.
Obecny problem polega chyba na tym, że religia nie nadąża za światem. Młodzi odwracają się od niej, a w zasadzie od Kościoła, bo on wciąż żyje w przeszłości. Do tego dorzućmy wszelkie afery pedofilskie, nadmierne bogacenie się i, przede wszystkim, narzucanie swojej opinii w sprawach polityki.
Nie zgodzę się z "narzucaniem". Kościół jak każda instytucja i każdy obywatel ma prawo wypowiadać się w sprawach polityki.
To ciekawe, bo ja również stosuję takie określenia, w sumie można je rozszerzać w nieskończoność. Problem odwracania się jest niestety bardzo złożony, jak sam doskonale o tym wiesz, te przykłady to niewielki wycinek. Ja natomiast zawsze byłem zwolennikiem zapoznania się ze źródłami, szukaniem u podstaw. Na zasadzie: dopóki sam się czegoś nie dowiem, nie mogę być pewien.
Zgodzę się, że dzisiaj jest zgrzyt również na płaszczyźnie polityki, ale nie może to usprawiedliwiać naszej niepamięci, jaki wpływ miał Kościół Katolicki na nasze aktualne przywileje, choćby dziedziczenie majątków. Może dodam o tym akapit do kolejnej części, aczkolwiek zastanowię się, czy nie napisać o tym oddzielnej.
Dzięki i miło mi, że artykuł się spodobał.
Przedstawię ci pewną historię z mojego życia. Gdzieś piętnaście lat temu, religia, szkoła średnia. Ksiądz się pyta Czy Kościół powinien się pchać do polityki?. Wszyscy jednogłośnie (poza jednym ultra-katolem), że oczywiście nie. Ksiądz aż zrobił się czerwony, że nie myślimy i jesteśmy durni. Wiesz, dlaczego? Bo przecież Kościół to wszyscy ludzie wierzący. Jak zatem mają się nie pchać do polityki, skoro to dotyczy każdego z nas?
Wspomnienie to mocno tkwi w mojej głowie, zatem musiało to mieć znaczy wpływ na moje dalsze podejście do życia. Czy to oznacza, że wszyscy wierzący mają mieć takie poglądy polityczne, jak im nakazuje Kościół?
Ah, zapomniałem też wspomnieć wcześniej o jednej rzeczy. Może to wszystko trochę nadinterpretuję, ale ogólnie mam wrażenie, że religia oraz sam Kościół dyskryminuje kobiety. Czy w chrześcijaństwie mężczyźni nie są lepsi?
Są istotnie różni od kobiet, ale według mojej wiedzy nie ma żadnego zapisu w Biblii który by dokonywał takiego wartościowania. Biblijny początek ludzkości ma wyraźnie dwóch bohaterów: Adama i Ewę.
Każda płeć ma swoją rolę i jest zależna od drugiej. Żeby móc dokonać takiego ogólnego wartościowania trzeba by założyć istnienie jednej wspólnej miary dla różnych cech.
A kobieta może zostać księdzem? Może poprowadzić mszę? Może zostać papieżem?
To jest kwestia tradycji i kultury stworzonej przez ludzi wokół religii a nie samej religii. Tradycja/kultura ma swoje wady i zalety, a jej istotą jest to, że jest zawsze totalitarna - tj. narzuca ograniczenia i dyskryminuje tych, którzy te ograniczenia naruszają.
Natomiast istotą religii jest założenie, że pewna część rzeczywistości jest niepoznawalna i niepoznawalną zawsze zostanie. Gdyby kobieta mogła być księdzem lub papieżem nic by się w tym zakresie nie zmieniło.
To spostrzeżenie w wykonaniu Jordana Petersona mi się strasznie podoba, bo ono pokazuje jak ogromną rolę pełnią kobiety - są implementacją natury (która ma moc bo dokonuje selekcji). Podczas gdy mężczyźni są implementacją kultury (która ma moc bo jest totalitarna).
Obie te rzeczy - natura i kultura - są sobie potrzebne, i w zasadzie cała historia ludzkości kręci się wokół tych dwóch pojęć.
Bardzo dobre spostrzeżenie, kiedyś wystarczyło kobieta władcą domu, bo bez niej nie ma sensu, ale świat ruszył do przodu na oślep, a potem traci czas na tłumaczenie oczywistości.
Ja również miałem wszelakie perypetie z przedstawicielami Kościoła, nie twierdzę, że jest krystaliczny, trochę napisałem o tym w części II, w przyszłości będzie więcej. Na pewno pamiętasz Naszą dyskusję pod Twoim artykułem dotyczącym filmu. Tam objąłeś twarde stanowisko i broniłeś go, a w opowiadanej historii występował przecież jakby nie patrzeć lekarz. Nie zraził Cię swoimi wypowiedziami do całej koncepcji medycyny, nie zaburzył poszukiwań i dążenia do prawdy, tego, że jest potrzebna. Odrzuciłeś tylko jego zdanie, uważając za niesłuszne. Byłeś młody i szukałeś autorytetów, to normalne, on zaburzył Ci wpajaną oczywistość, choćby przez rodzinę, dlatego zrozumiała jest Twoja reakcja. To nie znaczy, że masz negować, reaguj :)
Przenosząc to na politykę, ludzie zapomnieli, że istotą Kościoła Katolickiego od zawsze w kwestiach prawno-politycznych był właśnie podział na władzę świecką i władzę duchową, Boską. Dawało to możliwość społeczeństwu wędrowania pomiędzy nimi, tzn. jeżeli Król, rząd (wstawić dowolne) popełniał błędy, skracając "nie radził sobie", istniała możliwość zwrócenia się w kierunku władzy Boskiej, oparcia się o nią. Działało to oczywiście również na odwrót, gdy księża przesadzali, ludzie mieli do wyboru inną władzę. Taka "równowaga". Ponownie skracając, gdyby Kościół Katolicki był równie silny jak kiedyś, nie był skażony modernizmem (celowo moim zdaniem, ale jeszcze to zgłębiam, na pewno z czasem opiszę bo to efekty między innymi II Soboru z części 2) nie byłoby dzisiaj sytuacji, jakie obserwujemy. W czasach Solidarności ludzie mieli do kogo się odwrócić, dzięki temu trzymał się ten ruch, nauki tam było niewiele :P Bez żartów oczywiście, rozbuduję to w kolejnych częściach, już wkrótce pokażę, jaki jest cel podkopywania wiary w ludziach, ogólnie będzie dużo, bo i tak aktualnie pracuję nad tym tematem, dlaczego miałbym nie wrzucać tego przy okazji na Steem.
Hipokryzja kościoła, to powód, dlaczego ludzie odwracają się od religii
Ludzie odwracaja sie od religii rowniez dlatego ze w dzisiejszych czasach czuja sie mniej zastraszeni i maja wiecej na talerzu. Trend jest taki ze czym wieksze osobiste bezpieczenstwo i dostatek, tym mniej wiary w nadprzyrodzone zjawiska.
Rzeczywiście hipokryzja kościoła jest dużym utrudnieniem. Dlatego podziwiam ludzi którzy potrafią doświadczyć mszy świętej mimo że prowadzący ją ksiądz pierdoli głupoty. Ja tego nie potrafię i w ogóle nie chodzę na msze.
Ale można na to spojrzeć w ten sposób: koncepcje religijne są na tyle silne, że nawet nieprzytomny ksiądz nie jest w stanie ich wykoleić.
Ocieram się o to w części II, Kościół otworzył się szeroko na ludzi, musiał dostosować się do poziomu, jak z nauką równającą w dół. Nigdy nie powinien, to moje zdanie, a jako doświadczenie polecam wybrać się na Mszę Św. Trydencką, w tak zwanej nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Zobaczysz pewne istotne różnice.