Czy kiedykolwiek czuliście się, jakbyście to tylko wy robili coś w związku? Jakby rodzice Was nie doceniali, a przyjaciele mieli was kompletnie gdzieś? Ja – wielokrotnie.
Pochodzę z rodziny, w której nie mówi się o uczuciach. Zamiast tego uczucia się okazuje. Robi się to w różny sposób – poprzez wspólne spędzanie czasu, rozmowy, wzajemne oddawanie sobie przysług i drobne prezenty. U mnie w domu zupełnie zwyczajną rzeczą jest wstanie o trzeciej rano tylko po to, żeby odprowadzić kogoś na pociąg. Zrobienie mu kanapek z ogórkiem. Przywiezienie hebanowej statuetki w ramach suwenira z podróży.
Ale wiecie co? Naprawdę dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że takie zwykłe, codzienne zachowania w oczach moich rodziców oznaczają miłość. Bo dla mnie miłość to możliwość przytulenia się do kogoś, gdy jest mi smutno, rozmowy aż po świt i słowa: “jesteśmy z Ciebie dumni”.
JĘZYKI MIŁOŚCI
I okazuje się, że jest to zupełnie normalne. Zdaniem dr Gary'ego Chapmana istnieje pięć podstawowych języków miłości. Sympatię okazujemy sobie nawzajem na jeden z pięciu sposobów. Robimy to poprzez:
- dawanie sobie prezentów
- spędzanie ze sobą czasu
- oddawanie sobie codziennych przysług
- dotyk
- słowa pochwały
Teoria dr Chapmana głosi, że każdy z nas na co dzień posługuje się jednym, podstawowym językiem miłości. Możemy od czasu do czasu korzystać także z innych, ale jeden z nich przychodzi dla nas naturalnie. Jednak w momencie, kiedy mówimy innym językiem miłości niż nasz rodzina, przyjaciele czy partner, pojawia się problem.
ŹRÓDŁO KONFLIKTÓW
Wyobraźcie sobie sytuację, w której Waszym podstawowym językiem miłości jest dotyk, zaś Wasza żona preferuje słowa. Wracacie po pracy do domu, jesteście padnięci i ledwie zipiecie. Nie macie ochoty na żadne pogaduszki. Chcecie po prostu przytulić się do żony i w spokoju pooglądać serial na Netflixie. Ale podstawowym językiem miłości Waszej partnerki są słowa. Ona też jest zmęczona po całym dniu, ale chciałaby porozmawiać z Wami o swoim dniu i usłyszeć, że ją kochacie. Kiedy odrzucacie propozycję rozmowy, ona czuje się odrzucona. Kiedy ona oznajmia, że nie chce się przytulać, jesteście zranieni.
Albo inaczej. Wyobraźcie sobie chłopca, którego podstawowym językiem miłości są słowa. Ów chłopiec robi wszystko, żeby tylko zasłużyć na pochwałę ze strony rodziców. Ale oni potrafią okazywać swoją miłość tylko poprzez dawanie prezentów. Zasypują więc swoje dziecko tonami zabawek i nie rozumieją, czemu ciągle jest niezadowolone. Przecież je kochają, prawda? A tonący w stercie drogich samochodzików chłopiec, czuje się samotny.
Konflikty na bazie różnic w językach miłości są powszechne. Zdaniem dr Chapmana każdy z nas posiada dwa języki miłości – jeden podstawowy i drugi, niejako zapasowy. Pełnią one dwojaką funkcję. Z jednej strony, my posługujemy się nimi, żeby okazać innym osobom sympatię. Z drugiej, czujemy się kochani tylko wtedy, jeśli druga osoba okazuje nam miłość na “nasz” sposób.
MÓWMY TAK, ŻEBY INNI ROZUMIELI
Wniosek? No cóż, jeśli się dobrze nad tym zastanowimy, może się okazać, że nasze otoczenie jednak nas docenia. Po prostu okazuje nam to po swojemu w sposób, który nie do końca rozumiemy. I odwrotnie. Może okazać się, że kłótnie z chłopakiem, dziewczyną, rodziną czy znajomymi wynikały z tego, że nie zrozumieli oni, jak bardzo nam zależy, bo nie umieliśmy tego okazać na ich sposób.
Rozwiązanie problemu wydaje się stosunkowo proste. Należy przede wszystkim zidentyfikować nasz własny język miłości, a potem zwyczajnie poprosić innych o to, czego potrzebujemy. Nikt nie jest w stanie czytać Wam w myślach. Jeśli wyjaśnicie komuś, jakie zachowania są dla Was cenne, istnieje spora szansa, że otrzymacie od niego to, czego potrzebujecie. Bo kochał Was już wcześniej. Po prostu nie rozumieliście, kiedy o tym mówił.
Istnieje też druga strona medalu. Jeśli chcecie okazać komuś sympatię powinniście robić to na jego sposób. Jeżeli nie znacie języka miłości innej osoby, możecie ją o to zwyczajnie zapytać. Jeśli jakichś przyczyn nie chcecie tego zrobić, spróbujcie zaobserwować, w jaki sposób ona okazuje innym sympatię.
Teraz wiecie już przecież na co patrzeć.
Z podobnym podejściem spotkałam się w przypadku metody Porozumienia Bez Przemocy (NVC) Marshalla Rosenberga, gdzie główny nacisk kładzie się umiejętnym komunikowaniu swoich potrzeb i odbieraniu takich komunikatów od innych ludzi.
O jednej rzeczy trzeba pamiętać - niezbędnym składnikiem do nawiązania takiej komunikacji jest empatia, a istnieją ludzie zupełnie jej pozbawieni. Często świetnie to maskują. Są to wszelkiej maści osobowości narcystyczne, psychopatyczne czy socjopatyczne. Przy takiej osobie można dosłownie stawać na głowie i to nie zadziała. To znaczy zadziała - w jedną stronę. Będziemy karmić emocjonalnego pasożyta w nieskończoność.
Masz absolutną rację. Mam w swoim otoczeniu jednego człowieka o osobowości narcystycznej i z pewnych względów nie jestem w stanie się od niego odciąć. W takich wypadkach pozostaje chyba tylko głęboko oddychać i nie dać się wyprowadzić z równowagi :)
Podziwiam, ja nawet zapominam o oddychaniu przy takich osobach, szlag mnie trafia na miejscu. Staram się stosować technikę "szarego kamienia", ale to piekielnie trudne.
Bardzo interesujący artykuł. Chciało by się powiedzieć "skąd ja to znam"?
Ale z tym "proszeniem" to nie jest tak do końca bo można trafić na odpowiedź w stylu "nic Ci nie poradzę, taka już jestem i albo to zaakceptujesz albo się męcz." A sposobów okazywania uczuć jest naprawdę miliony tylko że nie każdy to potrafi. :(
Daję upvote, follow i resteem :)
Pozdrawiam :)
Jasne,zawsze można na kogoś takiego trafić. Ale wiesz, wydaje mi się, że zawsze lepiej porozmawiać niż zignorować problem :)
Lecz jak śpiewa klasyk... "Bo do tanga trzeba dwojga..." 😣
Każda miłość jest inna. inna dziecka do rodzica, rodzica do dziecka, rodzeństwa, małżeństwa, narzeczeństwa. Miłość tych samych ludzi zmienia się z wiekiem.
Jasne, że tak :) Może użyłam złego słowa? Zastanawiam się, czy zamiast mówić o "miłości" nie powinnam raczej pisać o "docenianiu innych". Ale to już nie brzmi tak ładnie :)
Powiem tak, byłem kiedyś w dość ciężkim towarzystwie palacze, osoby pijące alkohol regularnie, są to znajomi od najmłodszych lat , ale z upływem lat to towarzystwo zaczęło mnie męczyć zwłaszcza że zaczeli eksperymentować z narkotykami, gdy zacząłem żyć bez tej paczki postanowiłem spędzać czas z osobami bardziej wycofanymi, którzy się izolują od społeczeństwa, mam kilku takich znajomych teraz, nieregularne spotkania całkiem zaczęły mi się podobać , więcej czasu poświęcam sobie, mam czas na wszystko, wcześniej prawie cały czas nie było mnie w domu, teraz moje życie obróciło się o 180 % od poprzedniego i jest lepiej i ciekawiej, ma się więcej tematów do rozmowy gdy rzadko kogoś widzisz
Brzmi super. I naprawdę świetnie, że udało Ci się wycofać z tego towarzystwa akurat w momencie, kiedy Twoi znajomi zaczęli eksperymentować z narkotykami. Odcięcie się od znajomych wymaga dużej siły charateketru - podziwiam i pochwalam :)
uwielbiam ten post.
bardzo przystępnie i obrazowo omawiasz ważny i głęboki temat.
zostaję tu :)
Miałem napisać coś sensownego, ale przemyślałem sprawę, bo i tak nie został bym wystarczająco zrozumiany...
Poniżej zamieszczam wycinek z moich wypocin, który i tak zostanie źle odebrany zapewne, ale niech tak będzie!
Powodzenia
W tym temacie mogę się chyba wypowiedzieć trochę dogłębniej...
Wydaje się mi po przeczytaniu Twojego postu, że Ty wzięłaś wszystko „pod uwagę” tylko i wyłącznie z kobiecej strony!
Co tam faceci? Kogo interesuje co oni czują i jakie mają problemy?!
Reasumując moje młode życie, moje pasmo nieszczęść, upadków jak i pięknych udanych wzlotów
Mimo wszystko jestem wygranym!
Mam córeczkę! Moją gwiazdkę w oku której NIKOMU nie pozwolę skrzywdzić!
Nie potrzeba mi wiele w życiu! Wystarczy uśmiech czy przytyłaś mojej kochanej ksniezniczki!
Wtedy świat zamiera, z nieba spadają gwiazdy szczęścia, a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi!
Wracając co do stosunków damsko męskich.
Nie tylko kobiety potrzebują miłości, dotyku, i innych czułości.
Nawet najwięksi twardziele potrzebują tego co Wy kobiety! Tylko nikt się z tym nie afiszuje!
Wasze PMS-owe sprawy są do przebrnięcia.....
Eeee? Absolutnie nie! Skąd w ogóle pomysł, że rozważam problem tylko z kobiecej strony? Co płeć ma w ogóle z tym wszystkim wspólnego?