Czy talent dany jest człowiekowi na zawsze? Czy jest tylko głęboko zakorzenioną w psychice czynnością, którą zwykł ów człowiek robić w dzieciństwie? Którą szlifował swymi nieporadnymi rączkami... by osiągając dojrzałość — wydała owoce?
A może talent jest zapisany w genach? Wszak istnieją przecież całe narody o nadzwyczaj dobrej smykałce w danych dziedzinach. Istnieją pokolenia dobrych lekarzy, inżynierów, muzyków.
A gdyby sięgnąć głębiej? Gdyby to Pan Bóg rozsiewał talenty zgodnie z ewangeliczną przypowieścią?
Taka wizja niszczy w jednym momencie całą budowlę egalitaryzmu, który dziś kreowany jest przez świat. Dąży się do tego, aby człowiek znienawidził hierarchię w każdym aspekcie życia. I jak wtedy ma pokochać Boga, który nie jest socjalistą? Jak tu pogodzić się z faktem, iż Pan Bóg nierówno rozdzielił talenty? Że jednemu dał 5, drugiemu 2, trzeciemu 1. Że od jednego wymaga więcej, od drugiego mniej. Taka wizja dystrybucji talentów przez Pana Boga jest — zdaniem autora tego artykułu — najbardziej realna. Tłumaczy doskonale to, co widzimy na co dzień. Tłumaczy fakt, iż talent nie jest dany nam na zawsze. Talent, który człowiek skrzętnie zakopuje w ziemi jest mu odbierany. Nie pozostaje jednak w próżni. Ewangelia mówi o człowieku mającym 1 talent, który nie pomnożywszy go, został skarcony przez swojego pana.
Ten talent został przekazany słudze, który miał już ich 10.
Istnieją wokół nas ludzie, których z czystym sumieniem można określić żyzną glebą — istnym czarnoziemem na Bożym poletku. Tacy ludzie obfitują w talenty. Jednakże posiadają też pewne brzemię — aby te talenty rozwijać i służyć przez nie innym ludziom. Jeśli zakopują swój talent — ten, po bliżej nieokreślonym "czasie rozliczenia" jest im odbierany.
Co zatem zrobić? Szukać, odkrywać swoje talenty i je rozwijać. Wszystko w połączeniu z rozsądkiem i — jeśli szanowny Czytelnik uzna to za słuszne — z głęboką modlitwą.
Ewangeliczny scenariusz podziału talentów nie wyklucza także dwóch pierwszych możliwości, wszak niezbadane są wyroki boskie...
Obraz: Anioł, Abbott Handerson Thayer
"Ewangelia mówi o człowieku mającym 1 talent, który nie pomnożywszy go, został skarcony przez swojego pana. Ten talent został przekazany słudze, który miał już ich 10."
Hmmm... ten pierwszy to faktycznie musiał być ułomny bo nie dosyć, że miał 1 talent to jeszcze pozwolił, żeby mu go jakiś "pan" gwizdnął, ale że ten drugi co to miał 10 talentówi nadal tolerował jakiegoś "pana" zamiast zwiać i własne lody na własny rachunek kręcić jest dosyć dziwne. Jeśli tak to ten klient pomimo posiadanych talentów też musiał mieć spore deficyty w kilku departamentach 🤔
Hmmm... to może przełóżmy tę przypowieść na współczesne czasy? Czy każdy dobrze zarabiający kierownik zespołu (czy nawet dyrektor) pokaźnej firmy wykręca się tylnymi drzwiami ze swojego stabilnego stanowiska po to, aby "własne lody na własny rachunek kręcić"?
Każdy nie, tym bardziej jak dobrze zarabia, ale jak jakiś "pan" zaczyna się za bardzo szarogęsić i ustalać arbitralnie kto jego zdaniem powinien być bardziej "utalentowany" w danej chwili to trzeba wiać i to szybko. Bo wprawdzie dzisiaj dostaniesz 11 talenta, ale jutro możesz zostać z niczym bo "pan" znajdzie sobie nowego faworyta lub faworytkę 😜
Zamiast martwić się o utrzymanie 11 talentów, lepiej poświęcić czas i je rozwijać. I pokornie czekać na nowy przypływ :)
Tylko lepiej to robić na własny rachunek :)
Jasne! Przecież ja nikomu nic nie narzucam.
A odnośnie tego pierwszego sługi, który dostał 1 talent - nie nazwałbym go ułomnym. Są ludzie, którzy bardzo dużo czasu poświęcili na szlifowanie swojego talentu. Są świetnymi specjalistami. Być może nie posiadają dobrej wiedzy ogólnej, ale w swojej dziedzinie często uchodzą za ekspertów. Wszystko zależy od nas. Od chęci, samozaparcia, intencji. Najlepiej byłoby zrzucić winę na kogoś innego, najlepiej na tego "jakiegoś pana", którego szanowny konwersant raczył prowokacyjnie nazwać.
No ale przecież ten 1 talent to "pan" mu gwizdnął i w rezultatcie został z niczym. Więc chyba jednak miał jakiś deficyt?
Sprawdź sobie ile to było 1 talent 2000 lat temu. I czy powierzyłbyś komuś - jak to nazwałeś- ułomnemu taki majątek.
Nie gwizdnął. Odebrał dobro, które zostało zmarnowane. Tak, można to określić jakimś deficytem. Deficyt wynika z relacji sługa-pan. Ktoś wyższy-ktoś niższy. Sługa mógł mieć na przykład zapewniony byt dla siebie i swojej rodziny w zamian za dobrze wykonaną pracę.
"Odebrał dobro, które zostało zmarnowane" czyli po przełożeniu na normalny język "gwizdnął". Zgodnie z taką logiką to mógłbym np. zabrać rower kolesiowi co moim zdaniem nie umie na nim jeździć. No bo czemu nie skoro moim zdaniem "marnuje dobro"? Nie da się ukryć, że logika bardzo "ewangeliczna" 😂
Z całym szacunkiem, ale nie mam ochoty więcej dyskutować :). Poruszyłem także w artykule problem egalitaryzmu (który de facto jest związany z przypowieścią o talentach). Wszystko rozchodzi się o zauważenie HIERARCHII. To słowo klucz. W relacji sługa-pan występuje jakieś stopniowanie stanowisk, prawda? Jest to wręcz przepaść. Czy w relacji @onufry - "koleś, który zdaniem onufrego nie umie jeździć na rowerze" jest jakaś przepaść? Chyba nie...
Ja uważam, że umiem jeździć i uważam też, że on nie umie i do tego mam prawo skorygować istniejącą moim zdaniem nieprawidłowość bez względu na opinię zainteresowanego - to jest ta logika, która została zaprezentowana. To jest przepaść w wielkości ego - ten co uważa, że zawsze wie lepiej co dobre dla innych ma chyba ego jak stąd do księżyca.
Rozumiem też, że komuś taki układ "hierarchiczny" może odpowiadać nawet jeśli jest "self-inflicted" ;)