Wielu z nas ma jakieś plany i chce osiągnąć konkretny cel, ale niestety większość zwykle tylko o tym marzy, ale właściwie nie zabiera się za realizację tego celu. Co w takim razie robić? Czy można jakoś przerwać błędne koło stagnacji i wykonać krok naprzód?
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że ten problem jest stary jak świat i choć znalazło się wielu autorów, którzy chcieli pokazać innym, że są w stanie wyrwać ich ze strefy komfortu i umożliwić osiągnięcie danego celu, to najczęściej wyniki są raczej słabe. Chcemy przecież osiągnąć tyle różnych rzeczy – marzymy o tym żeby schudnąć, planujemy nauczyć się języka obcego i wyjechać na studia albo do pracy za granicę, myślimy o tym żeby zacząć biegać albo odżywiać się bardziej zdrowo. I co? I nic! Z jakiegoś niezrozumiałego powodu nasze plany nie realizują się, chyba że zapiszemy się do szkoły i jest tam ktoś, kto będzie nas poganiał na naszej drodze, no i w końcu coś osiągniemy, ale jakże dużym kosztem no i na pewno nie samodzielnie.
Podobnie jest z praktyką medytacji, jogą, kursami jasnowidzenia, jazdą na łyżwach i tak dalej. Odpowiedzi na pytanie co trzeba zrobić, aby dany cel osiągnąć zajęły prawdopodobnie do tej pory tysiące stron, a autorzy książek z dziedziny samo-pomocy, motywatorzy, trenerzy i inni im podobni czarodzieje zarabiają całkiem niezłe pieniądze na ludzkiej naiwności. No i dalej rozkładamy ręce, narzekamy na tych, którzy namówili nas żeby zapłacić za następną książkę, a efektu jak nie było tak nie ma. I właściwie nie ma znaczenia, czy chcemy przestać coś robić, na przykład rzucić palenie, czy zacząć coś robić, na przykład wkuwać słówka – nie wychodzi i już!
Potem płyną lata, a my wciąż nie jesteśmy mistrzami kung-fu, nie nauczyliśmy się pływać, a palimy teraz dwa razy tyle, bo w pracy mamy wiele problemów, a małżonka albo małżonek nas nie rozumieją. W końcu na emeryturze, z goryczą patrzymy na dawno temu zakupiony podręcznik do nauki hiszpańskiego i narasta w nas gniew, właściwie nie wiadomo na kogo, co właściwie się stało, dlaczego nie wyszło, i jakie to wszystko przygnębiające bo przecież mogliśmy, mieliśmy szansę...
Ale przecież wystarczy usiąść w fotelu, zamknąć na chwilę oczy i po chwili relaksu od razu zajrzeć do naszego życia czterdzieści lat później. No i co tam widzimy? Czy odkładanie wszystkiego w nieskończoność przyniosło jakeś wyniki? Czy mamy figurę o jakiej marzyliśmy i władamy trzema językami europejskimi? A jeśli nie, to co czujemy? Czy to samo przerażenie, które nas ogarnia gdy rano nie zadzwonił dzwonek, a my jeśli natychmiast nie wstaniemy, na pewno spóźnimy się do pracy? Czy widzimy rozgniewaną twarz szefa, który ma już tego wszystkiego dość, a przecież na nasze stanowisko jest kolejka chętnych?
A gdyby tak to przerażenie z wizji naszego ponurego końca przenieść do teraźniejszości? Wiemy przecież co czujemy, gdy śpieszymy się do pracy. Możemy przecież krzyknąć, o matko jak natychmiast nie wezmę się do roboty to lata mi przelecą i nic nie osiągnę z tego co zamierzałem! Przecież wystarczyłoby robić to co rano, i następna porcja słówek lądowała by w naszych zakrętach mózgowych! Albo nawet dwa, trzy razy dziennie i może jeszcze rzucilibyśmy palenie (strach pomyśleć, co zobaczymy w przeciwnym razie w naszych płucach za czterdzieści lat) i wyszczuplelibyśmy tak bardzo, że panna Krysia zaczęłaby się za nami oglądać. Kto wie...
Gdzieś tam kiedyś czytaliśmy o dwóch rodzajach motywacji – tej gdy się czegoś boimy, i pędem robimy to co trzeba, albo tej gdy bardzo bardzo o czymś marzymy, i mamy tę wizję wciąż przed oczami, na wyciągnięcie ręki... Ach jak kocham to robić!... Doprawdy? Czyli to wszystko dzieje się w mojej głowie i mogę się tymi wizjami bawić? Jak to... Bawić? A czemu nie... No to jazda bez trzymanki, i już w naszym fotelu pędzimy na rollercoasterze! Ale frajda! Czyli wszystko jest możliwe, jeśli tylko pozmieniamy sobie trochę w głowie? A więc to o to chodzi? Przenieść się do przyszłości i przestraszyć starego, otyłego i chorego na raka płuc dziadka albo babci do tego stopnia żeby powiedzieć: Jezus Maria! Biorę się za siebie dzisiaj, o jak dobrze że to był tylko sen... Nie teraz to już na serio, dosyć mam tego marazmu. Daję do przodu! I niech mnie ręka boska broni przestać (się uczyć) i zacząć (znowu palić)!
Fajna ta moja głowa! Daje czadu!
_
Niniejsza publikacja przeznaczona jest wyłącznie dla osób zdrowych fizycznie i psychicznie, i nie pretenduje do rangi publikacji naukowej, oraz nie jest formą porady psychologicznej albo medycznej, lub formą terapii. Jeżeli cierpisz na jakiekolwiek dolegliwości psychiczne albo fizyczne niezwłocznie zgłoś się do swojego lekarza!
[1] Obrazek z pixabay.com
Steemit to rzeczywiście bardzo sprytnie stworzony system, w którym wzajemnie się motywujemy. Marzenia też mogą stać się tajemniczą, potężną siłą jeśli poświęcamy im trochę czasu w odpowiednim kontekście. Przykład: pomyśl, że właśnie napiłeś się coca-coli i zaspokoiłeś pragnienie, i jest Ci dobrze... A teraz pomyśl, że strasznie chce Ci się pić i chętnie napiłbyś się coca-coli; przypomnij sobie jak to jest gdy bardzo chce Ci się pić w upalny dzień. To też jest marzenie, ale skrywa się w nim właśnie tajemnicza, potężna siła zdolna przeciwstawić się Twojemu słabiutkiemu, śmiesznemu i nic nie znaczącemu lenistwu. (:
Nazwałbym to raczej zachętą do eksperymentowania, porady to domena baronów i baronowych uznanych profesji, od czego mam nadzieję Bóg mnie uchowa w myśl zasady "nie daj mi Boże broń Boże skosztować"... Pozdrawiam! (;
Polecam Metodę "dwóch minut" (jeśli jesteś w stanie zrobić coś w 2 minuty, zrób to od razu). Zacząłem od niej i jakoś poszło. Choć czasem przychodzą dołki, to ogólnie jest dużo lepiej.
Później wymyśliłem sobie metodę "piętnastu minut" - jak mam coś do zrobienia, to choćby skały s****, zmuszam się aby spędzić nad tym przynajmniej 15 minut. Najczęściej działa to jak "odblok" i na 15 minutach się nie kończy. To potwierdza teorię, że najtrudniej jest zacząć.
Od ponad roku codziennie poświęcam trochę czasu na naukę języka obcego i ćwiczenia fizyczne. Mimo, że przeważnie jest to tylko 10-15 minut to postępy są wyraźne.
Po lekturze Twoich artykułów, zamierzam jeszcze dorzucić 20 min medytacji codziennie :)
Ciekawe metody, na pewno wypróbuję! (:
I just upvoted You! (Reply "STOP" to stop automatic upvotes)
Magiczne słowo, które rozwiązuje wszystkie problemy z brakiem chęci - SAMODYSCYPLINA. Sprawdziłem na sobie - działa.
A jak się dyscyplinujesz, jak to robisz? Czy możesz nas nauczyć Twojej metody?
Nie jestem nauczycielem są madrzejsze głowy ode mnie, które mają wiedzę, doświadczenie i kwalifikacje by ludzi uczyć (tak by nie zrobić im krzywdy, każdy jest inny prawda?) Ja odpowiadam tylko sam za siebie i konsekwencje wszystkiego czego próbuje ponoszę sam. W moim przypadku samodyscyplina to ciagła praca nad kształtowaniem nawyku podejmowania działania, które uważam za ważne dla mnie. Postanowiłem, że coś zrobię i robię to. Czy to działa cały czas? Nie. Mam chwile słabości ale staram sie aby było ich jak najmniej. Wynki jakie dzięki samodyscyplinie osiągam są moją nagrodą za jej przestrzeganie. Tak to w skrócie działa na moim przykładzie.
Nie ma chyba nic złego w tym, że nabywamy jakąś umiejętność i dzielimy się tą umiejętnością z innymi. Obawa, że im tym zaszkodzimy chyba nie powinna nas powstrzymywać przed dzieleniem się naszym doświadczeniem, chyba że staramy się coś innym narzucić. Każdy z nas w głębi serca wie, co jest dla niego dobre i jeśli coś do nas nie pasuje, to najczęściej to odrzucamy w sposób naturalny. To trochę tak, jak gdy uczniowie albo studenci dzielą się wiedzą bez udziału nauczyciela, albo dzieci uczą się od siebie nawzajem jakiejś umiejętności podczas zabawy. Moim zdaniem to fascynujące odkrywać wewnętrzny świat innych i widzieć rzeczywistość oczami kogoś innego. Ta umiejętność pomaga również w komunikacji, bo gdy potrafimy wejść w czyjeś buty, lepiej rozumiemy inny punkt widzenia. Nawet gdy ktoś uczy nas jak tworzy własne fobie i ograniczenia, lepiej rozumiemy sytuację tej osoby bez konieczności narzucania czegokolwiek, albo nawracania na coś innego. Z kolei efektywne strategie, tak jak Twoja strategia wprowadzenia dyscypliny poprzez kształtowanie nawyku podejmowania działania mogą pomóc komuś zrealizować jakieś marzenia, więc może czasem warto podjąć ryzyko przyjęcia roli nauczyciela, choćby tylko na chwilę. (;