Myślisz, że sprawa załatwiona? Bo siedzi w piwnicy - uciszone i spętane? Otóż nic z tego.
Przejawia się w twoim życiu za każdym razem, gdy wybuchasz agresją z błahego powodu. Gdy bijesz własne dziecko. Gdy ładujesz się kolejny raz w toksyczną relację i pozwalasz deptać swe granice. Wtedy, gdy milczysz podczas gdy trzeba krzyczeć. Wtedy, gdy manipulujesz i pozwalasz sobą manipulować.
Gdy nieustannym działaniem chcesz udowodnić swą użyteczność, uprawomocnić istnienie.
Gdy czujesz, że na miłość trzeba zasłużyć i nie potrafisz kochać bezwarunkowo - ani siebie, ani innych.
Więc wciąż działasz, a boisz się po prostu być. Boisz się zatrzymać i wsłuchać w siebie. Bo wtedy nastaje niezręczna cisza. Masz obawy, że im dłużej w niej pozostaniesz, tym większe prawdopodobieństwo, że jednak coś zaczniesz słyszeć. Echo prawdy - raniących słów, krzywdzącej ręki, krzyków... a może gęstej i zimnej mgły obojętności?
Wzbiera w tobie złowrogie przeczucie czegoś strasznego, czegoś, co zdarzyło się dawno temu. Im dłużej trwa ta cisza, tym bliżej podpełza strach, czujesz jego zimny oddech na policzku.
Taaak. Teraz słyszysz wyraźniej - szloch z piwnicy. Z twego wewnętrznego lochu.
Szloch i brzęk łańcucha.
Chcesz to zignorować, próbujesz odciągnąć swą uwagę i wrócić w zbawienny pęd życia codziennego, ale za późno. Zbyt wiele usłyszałeś, nie możesz dłużej udawać.
Schodzisz w dół po schodach i zaglądasz przez małe okienko w grubych, zamkniętych na kłódkę drzwiach.
Z ciemności ledwo wyłaniają się zarysy ludzkiej istoty. Siedzi ze spuszczoną głową obejmując kolana ramionami. A może leży na brudnym posłaniu twarzą do ściany? Albo stoi na środku pomieszczenia i wbija w ciebie swe wielkie oczy?
– Zostawiłeś mnie wtedy zupełnie samego – zdają się mówić.
Ile może mieć lat, ta brudna, opuszczona istota?
Trzy, osiem, dwanaście..? To zależy. Zależy w którym momencie swego życia byłeś zmuszony zamknąć cząstkę siebie w tym lochu. By nie czuć, by ocaleć.
Wtedy był to jedyny sposób na pozostanie przy zdrowych zmysłach i przetrwanie w warunkach niekorzystnych - odciąć się od cierpienia i wyprzeć je ze świadomości. Zepchnąć do podziemi.
Problem w tym, że wszystkie te porzucone w ciągu wielu lat, zranione istoty wciąż w tobie tkwią. Jak wewnętrzna, jątrząca się rana, wieloletni stan zapalny.
Raz na jakiś czas organizm musi się oczyścić - wrzód pęka i wszyscy, łącznie z tobą, są w szoku.
Nagle zachowujesz się nie jak dorosły człowiek, a jak złe lub przerażone dziecko. Nie panujesz nad emocjami, nie panujesz nad agresją, w ten czy inny sposób krzywdzisz innych lub siebie. Wyżywasz się na słabszych, na zwierzętach, na dzieciach.
Albo po prostu kolejny raz odpuszczasz, zawalasz, poddajesz się.
No jak nie ty. Dr Jekyll i Mr Hyde.
Powiedziałam, że wtedy nie mogłeś inaczej. Musiałeś zostawić cząstkę samego siebie w tamtych strasznych czasach, żeby nie oszaleć, żeby ocaleć.
Bo nie mogłeś po prostu wyjść z domu, w którym ignorowano twe potrzeby i deptano uczucia. Nie mogłeś oddać razów i złych słów, nie potrafiłeś i nie mogłeś się bronić.
Powiem ci coś, co może w tym codziennym pędzie ci umknęło - już nie jesteś mały i bezbronny. Jesteś duży i samodzielny. Poraniony - tak, ale to można znieść. Ważne, że jesteś już DOROSŁY. A dorosły, dojrzały człowiek bierze za siebie odpowiedzialność, bierze swoje życie we własne ręce. Nie czeka, aż coś lub ktoś go uratuje.
Więc proszę, zejdź do swej piwnicy i otwórz drzwi. Tak, ty sam.
Wysłuchaj płaczu i skarg, przyjmij wybuch wściekłości, przyjmij nieufność. Może będziesz musiał odejść z niczym wiele razy, ale wróć każdego dnia. Nie zostawiaj już siebie nigdy samego.
Pewnego dnia weźmiesz się za rękę i wyprowadzisz na słońce, mr Hyde złagodnieje i ucichnie.
A potem zajmiesz się następną piwnicą.
Tekst inspirowany doświadczeniem pracy terapeutycznej z wewnętrznym dzieckiem - własną piwnicę odwiedzam od 17 miesięcy.
Każdemu poszukującemu, zagubionemu, zranionemu (czy to kiedyś, czy dziś), uzależnionemu, każdemu kto utknął, każdemu kto czuje wewnętrzną pustkę, kto zmagał się lub zmaga ze stanami depresyjnymi, każdemu, kto nie radzi sobie z emocjami lub ma problem z ich odczuwaniem, każdemu, kto chce lepiej zrozumieć własne dzieci i wziąć pełną odpowiedzialność za swoje życie - serdecznie polecam odszukanie swego wewnętrznego dziecka i nawiązanie z nim dialogu.
W zależności od indywidualnych doświadczeń z dzieciństwa na początku może być koszmarnie... jednak warto.
Waderka, ależ Twoje teksty dają do myślenia..
tak się zamyśliłam..
przez jakiś czas towarzyszyła mi taka własna pretensja, w sensie do samej siebie..
uważałam, że nie ma takiej krzywdy, która miałaby nas spotkać, jeśli sami na nią nie przyzwolimy..
niby nadal tak sądzę, bo często sami zgadzamy się na coś, na co nigdy nie powinniśmy się godzić, i bywa, że taka sytuacja trwa całymi latami..
dziecko może nie wyczuć oprawcy, jest ufne, bezbronne, nie ma doświadczenia..
ale jeśli krzywda spotyka kogoś dorosłego, jakiegoś starego konia?
przecież dorosły niby powinien być dojrzalszy, bardziej rozeznany..
ale teraz sobie myślę, że w bólu wiek może nie mieć znaczenia;
i pierwsze doznanie krzywdy zawsze jest dewastujące - niezależnie od wieku;
za pierwszym razem zawsze jesteśmy niewinni i zaskoczeni.. jakbyśmy nadal byli dziećmi..
czasami nie umiemy się obronić, zasłonić, nawet trochę nie dowierzamy..
jak dobrze, że przypominasz, by - nie będąc egoistą - jednak dbać też o samego siebie.
by kochać te istotę wewnątrz nas; nie dać jej krzywdzić..
czasem się do niej pochylić, klapnąć sobie obok niej na tej podłodze i popłakać nad doznanymi ranami, choćby nawet wydarzyły się dawno temu.. one nadal mogą być nieopatrzone, niezabliźnione..
popłakać sobie razem, obgadać, wyciągnąć wnioski.
pobyć ze sobą jak z kimś bliskim..
dokładnie tak jak napisałaś: "i nie zostawiać już siebie samego"
Właśnie tak, @rozku. Pięknie to rozwinęłaś.
Doznane krzywdy sprawiają, że nie dorastamy w 100%. Jakaś cząstka zatrzymuje się w rozwoju, nie dojrzewa. Warto się nad tą cząstką pochylić i pomóc jej dorosnąć.
Mogłabym mówić i mówić o tym.
Coś w tym jest, w dzisiejszych czasach mało kto pracuje nad sobą i swoimi emocjami wpadając w spiralę codzienności. Fajnym ćwiczeniem jest również spojrzenie na siebie z trzeciej osoby, co daje zupełnie nowy pogląd na to w jakim miejscu aktualnie się znajdujemy. P.S. Mroczne lochy ;)
Tak, są różne fajne techniki na to, by przyjrzeć się sobie. Najczęściej wybieramy drogę łatwiejszą i mniej bolesną, podświadomie też dążymy do zachowania status quo pod wszelkimi możliwymi pozorami. Sama byłam w tym mistrzem, a i teraz zdarza mi się wpadać w stare schematy.
Hej @wadera, warto do tej piwnicy wpuścić trochę słońca, otwierając szeroko drzwi dla serca ;)
:)
Większość lochów już pięknie wysprzątana. Pajęczyny wymiecione, trupy z szaf wyniesione :D
Super, miałem taką nadzieję :) Grafiki są nacechowane konkretnymi emocjami ;)
Stworzyłaś piękny, mądry i dojrzały tekst.
Dziękuję.