Moja standardowa trasa Katowice - Warszawa Wschodnia - Katowice
Co do zasady, życie nie jest najprostszą rzeczą do ogarnięcia. Póki jest się dzieckiem, to w zdecydowanej większości przypadków odpowiadają za nas rodzice, ma się raczej mniejszy niż większy wpływ na otaczającą rzeczywistość.
Ograniczona sterowność i możliwości wynikające z rzeczy, na które nie ma się wpływu (bo wieś niestety nie oferowała ciekawych aktywności po szkole i często zostawało mi brać rower i gnać przed siebie, byle dalej, byle w nieznane). Dostań jeszcze tonę oczekiwań zgodnych z racjami poprzedniej epoki i wychodzi mieszanka wybuchowa.
Zawsze chciałam mieć święty spokój. Czy to właśnie dlatego namiętnie pcham się w każdy huragan, który pojawia się na horyzoncie? Bo to czego nam brak chcemy najbardziej, ale nie umiemy z tym żyć (lub z tego korzystać). Tak oto zaczęłam się angażować w mniej lub bardziej poważne aktywności (raczej nikt z klubów nie będzie tego czytać, ale o Was mówię).
Ostatnio do listy rozterek doszedł wątek pracy i mieszkania. Jak pewnie większość, chciałabym nieco lepiej zarabiać, bo ostatnie podwyżki kosztów życia zjadły to co dumnie nazywałam oszczędnościami. Nadal mam trochę zaskórniaków, ale zdecydowanie bez szaleństw i powinnam mieć jakąś sensowną poduszkę finansową jakby czasem - tym bardziej, że raczej wśród znajomych częściej słyszę o zwolnieniach niż naborach. Nawet przez myśl mi przeszło, żeby wrócić do swojej starej profesji (jeny, jak to brzmi, jakbym miała tak 20 lat więcej). Do tej pory zastanawiam się, czy może jednak nie odświeżyć wiedzy w tym temacie.
W zeszłym miesiącu rozmawiałam z szefem w ramach rozmowy rocznej. Był zadowolony z mojej pracy, docenił też zaangażowanie jakim się wykazałam. To było miłe, nie odmówię tego. Rzeczywiście, wraz z załataniem wielkich dziur w psychice, pracuje się znacznie lepiej. Naturalnie nie jest idealnie, ale widzę gdzie byłam, gdzie teraz jestem i mogę powiedzieć, że wiem gdzie chcę być. Także mogę samą siebie poklepać po plecach, bo postęp został dokonany.
Wracając do tej rozmowy - nieśmiało wspomniałam, że chciałabym przeniesienie do nieco ambitniejszego działu. Nie to, żebym miała odpowiednie kwalifikacje, bo brakuje mi wiedzy technicznej, ale już teraz jako junior robię prawie to samo co seniorka z 7-letnim doświadczeniem. Trochę mnie to nuży. Mam obiecany awans wraz z podwyżką (potwierdzoną w ubiegłym tygodniu), która jak to szef ujął będzie mnie zadowalać, ale oczywiście szczegółów czy konkretów brak. Mam nadzieję, że naprawdę mnie zadowoli, bo plany są ambitne.
Otuszzz...
Chciałabym kupić mieszkanie.
Czy mnie powaliło? Czy jestem niespełna rozumu?
Może tak być, absolutnie tego nie wykluczam. Po prostu ceny kredytu zaczynają się spotykać z ceną najmu i to jest moment, w którym zaczynam rozglądanie się za własnym miejscem. Już wstępnie wybrałam miasta, które mnie szczególnie interesują (cena, potencjał dojazdowy wraz z ogólną lokalizacją). Inną kwestią jest to, że chciałabym zdążyć przed nowym programem mieszkaniowym. Zwyczajnie się boję, że ceny znowu skoczą, bo zamiast zwiększać stronę podażową to sztuczne zwiększanie popytu znowu odbije się czkawką, tym razem w segmencie w jakim szukam.
Tak na marginesie, od czasu jak zerwałam z narzeczonym, rodzice zaczęli mocno naciskać na zakup mieszkania przeze mnie, cytując nie możesz całe życie najmować, jak to sobie wyobrażasz. Niemniej wiedziałam, że kredyt był poza moim zasięgiem biorąc wspaniałe ceny i jeszcze wspanialsze zarobki. Niemniej rodzice przy każdej okazji wspominali, że powinnam o czymś pomyśleć dla siebie. Tak, po tym boomie cenowym 2 lata temu, z pewnością mogłabym sobie na coś pozwolić.
Z resztą, kiedy zobaczyli jak partnerka brata przez przeszło rok nie mogła kupić mieszkania mając gotówkę w ręce, często licytując w górę z innymi kupującymi, to chyba dotarło do rodziców, że to nie jest taka prosta sprawa i to jak wsiadali mi na plecy z tym tematem było nie na miejscu.
Mieliście kiedyś tak, że czegoś bardzo chcieliście/szukaliście/potrzebowaliście/oczekiwaliście, ale los miał zupełnie inne plany, a to coś przychodziło do Was wtedy kiedy już lepiej było przemilczeć temat i o tym zapomnieć? No to rodzice teraz właśnie to przeżywają, bo sama wróciłam do tematu mieszkania.
Nigdy natomiast nie myślałam, że poruszenie tego tematu sprawi, że rodzice przestaną mnie zaczepiać o kontakt. Raczej standardem były wyrzuty, że dlaczego się nie kontaktuję z nimi, że jak się zachwouję. Nie sądziłam, że przesłanie oferty z mieszkaniem sprawi, że ani emotki, ani reakcji, ani odpisu, nic, zero, null.
Czy karmię się chwilą? Tak. Zdaję sobie sprawę, że dla kogoś postronnego może być to niemoralne, ale jest mi to obojętne. Historia jest naprawdę długa i mogłabym książki o tym pisać.
Dużo bardziej wolę oczekiwania kota. Żeby było ciepło i wygodnie, stały dostęp do jedzenia i kuwety (lub innej przestrzeni do celów wiadomych). No i oczywiście ludzki niewolnik, który będzie na każde miauknięcie.
Koty to życie.
I jakie to miasta?
Szukam w Siemianowicach lub Sosnowcu. Partnerka brata szukała tylko w Jaworznie i był dramat
Trochę duży rozstrzał, a interesuje cię rynek pierwotny czy wtórny np. do remontu?
Wtórny, raczej gotowe, dopuszczam odświeżenie ale nie remont całkowity (mam flashbacki). Wysoko stawiam dobre połączenie ze zbiorkomem, przyzwoitą okolice (żeby moje auto nie zostało potraktowane czymś ostrym z racji małopolskich blach), przynajmniej umiarkowaną dostępność do jakiś sklepów spożywczych (a nie że jest sama żabka i się ciesz).
Ja tam bardzo polecam Rudę Śląską, nie jest to ewenement w porównaniu z miastami, które wymieniłaś.
Ja tylko dodam, że np. z takiej Bykowiny dojazd autobusem do centrum Katowic zajmuje 35 minut, co jest lepszym wynikiem niż z niektórych dzialnic Katowic. W promieniu 1 km możesz mieć 3 biedronki, netto i aldi, a w centrum Katowic nie mam żadnego z tych sklepów, najbliżej teraz w Galerii Katowickiej to coś zamiast stokrotki.
Wydaje mi się, że nie masz w ogóle co się bać jeśli chodzi o samochód, te czasy dawno juz minęły.
https://www.otodom.pl/pl/wyniki/sprzedaz/mieszkanie/slaskie/ruda-slaska/ruda-slaska/ruda-slaska/bykowina?viewType=listing
Jak myślę Ruda Śląska to mam przed oczami Chebzie i sytuację jak raz ktoś ukradł tory kolejowe z czynnej trasy (i popełniłam wtedy najdroższego ubera w życiu żeby zdążyć na zaliczenie na studiach). Inna sprawa, że to miasto ogólnie kojarzy mi się z biedą i niedookreślonym 'centrum', które rozlewa się między Nowym Bytomiem a Wirkiem?
Czy Ruda nie ma tego samego problemu co Bytom (duże zagrożenie wynikające z nieodpowiednio zabezpieczonego terenu pogórniczego)?