- Wystawić na ulicę, przecież sobie poradzi.
- Poprosić sąsiadkę o opiekę przez kilka dni.
- Oddać do schroniska... i nie odebrać.
- Nie jechać na urlop/wczasy.
Mam nadzieję, że większość wybierze opcję 2, jak ja.
A że nadzieja matką głupich to mam temat na kolejny post.
Sytuacja wielu kotów, czy to po śmierci opiekuna czy w czasie wakacji, jest dramatyczna.
Nagminnie są wyrzucane z domów bo:
- dziecko ma alergię; tjaaa... nawet malutkie, które jeszcze nie zdążyło nabawić się jakiejkolwiek alergii;
- się przeprowadzamy i tam będą nowe meble;
- będziemy malować mieszkanie i nie chcemy, żeby nam sikał, sierścił, drapał;
- to był kot syna/córki, a oni już się wyprowadzili;
- babcia zmarła i musimy sprzedać mieszkanie;
Czasem kot ma szczęście i znajduje nowy domek i nowych, odpowiedzialnych opiekunów.
Częściej inni ludzie szukają domu dla tych osieroconych, którym grozi schronisko.
Zastanawialiście się kiedyś jak się czuje kot nagle oddany do schroniska?
Taki domowy, który miał swojego opiekuna, miseczkę, dom? Był kochany, drapany za uchem, miziany, ktoś z nim rozmawiał, nie wyganiał z łóżka. Bezpieczny.
Kot w schronisku umiera. Siedzi w kącie klatki, nie chce jeść, nie chce pić, niczego nie chce... nie wie, dlaczego się tu znalazł, dlaczego nie mógł zostać w domu, "co takiego zrobiłem, przecież byłem grzeczny" :(
Widziałam, jak koty domowe, kilkuletnie, powoli gasły. I nic się nie dało zrobić.
Niektóre oczywiście pogodziły się z losem i dawały sobie radę z innymi kotami, jadły i piły.
A skazać 22- letniego kota, z którym wychowywała się mama, córeczka, na schronisko?
Akurat znam tę sytuację: kot Maciek, biały, wielki i gruby, od zawsze siedział na parapecie latem lub grzał cztery litery w domku zimą. Któregoś dnia ta mama lata i szuka kota, bo wyskoczył z okna i nie ma go, a ona się śpieszy i gdybym ja go zobaczyła to dać znać. Kot czasami wyskoczył, pochodził koło bloku.
Następnego dnia pytam, czy kot wrócił? Tak, jest w schronisku, ktoś zgłosił i zabrali go.
To świetnie, teraz trzeba pojechać po niego.
Nie nie nie, nie będę go odbierać, niech tam zostanie. Całe mieszkanie zasikane, tylko z mopem latałam, do kuwety nie trafiał to jeszcze sprzątałam, ileż można.
- A czemu nie był leczony z tym sikaniem skoro to od lat trwało?- zapytałam naiwnie i głupio.
A kto by miał na to czas i się przejmował - odpowiedziała beztrosko. Matka 7 -letniej dziewczynki, która urodziła się przy tym kocie. A co z córką? - zapomni, przyzwyczai się.
Kot został w schronisku. Pewnie już nie żyje bo to było ze dwa lata temu.
Straciłam całą sympatię do sąsiadki... Mam nadzieję, że kiedyś córka ją wywali z domu, bo tak to trzeba nazwać, bo jest stara, sika i trzeba po niej sprzątać i ileż można...
Gdybym się dowiedziała, że Maja jest w schronisku to pieszo bym po nią poszła.
Nie wyobrażam sobie inaczej.
Tutaj jest kot, któremu się pod ogonem przewraca z dobrobytu, nigdy, przenigdy nie będzie wyrzucony, oddany, głodny.
Zdjęcie do chrzanu, ale chciałam pokazać fotel ikejowski, który dostałam za darmo. Jest niski i wzięłam go by 14- letniej Mai było łatwiej wskoczyć.
Bo jestem odpowiedzialna za to, co oswoiłam.
Zdarzyć się może, że pogotowie zabierze nas z ulicy wskutek wypadku lub choroby. Co wtedy z naszym zwierzątkiem? Przecież nikt nawet nie musi wiedzieć, że takowe mamy i że zostało samo w domu. Kto się nim zajmie w czasie naszej choroby czy (odpukać) śmierci. W grypie Koty powstała taka inicjatywa, żeby mieć w portfelu informację, że w domu został kot/pies. Nosimy przecież jakieś dokumenty, karty, informacje o cukrzycy czy zgodę na pobranie narządów w razie czego...
I wymyśliliśmy.
Wypełnić, złożyć na pół, zalaminować, nosić przy sobie.
Ja taką kartę mam, noszę przy sobie w portfelu.
Szukałam osoby, którą mogłabym wpisać jako tę, która zaopiekuje się Mają w razie gdybym się nie obudziła rano. Bo i tak się może zdarzyć.
Spoko, jak kopniesz w kalendarz to ja Maję wezmę - powiedziała Mariola, moja koleżanka, która bardzo lubi Maję a Maja ją.
Od razu mi ulżyło.
Co sądzicie o takim rozwiązaniu?
Zgoda na grafikę. Można ją kopiować, wypełniać, laminować, mieć.
Robiona była dla lecznicy, w której stronę prowadzę.
I słusznie, i popieram. Co mam pod opieką to pod tą opieką pozostanie do końca mych dni. :) PS. Mojemu kotu też się pod ogonem już poprzewracało dokumetnie. ;)
Widzę właśnie. Nawet poziomu nie trzyma, o pionie nie wspominając :P
U nas rzadko się zdarza, żeby wszysycy domownicy się ulatniali, ale w takiej sytuacji oddajemy kota do przechowalni 😛
Koci hotel prowadzi weterynarz, a nasz kot był tam kilka razy i wracał w stanie niepogorszonym, a nawet bym powiedział, że z pewnymi usprawnieniami. Z opowieści prowadzącego hotel wynikało, że znosiła pobyt całkiem dobrze.
Jedyny feler takiego pobytu to zapach - po takim pobycie musimy zawsze kota wytrzepać i wywietrzyć. Niestety na pranie nasz kot się nigdy nie zgodził 😛
Może by się i zgodził na pranie...ale jak w perspektywie ma wyżymanie to chyba woli wytrzepanie.
Raz próbowałem. Dobrze, że założyłem skórę motocyklową i pancerne rękawice 😛
My swojego sierścia zabieramy ze sobą, może dla niektórych to śmieszne ale ona jest jak członek rodziny. Jest z nami od ponad 10 lat. Małe to, chude i wredne, ale nasze i nie wyobrażam sobie jak mógłbym ją gdzieś wyrzucić gdybym jechał na wakacje. Z resztą sama zobacz jak z nami podróżuje.
I brawo. Maja też jedzie ze mną, gdy wyjeżdżam na dłużej. Tylko ona jest w transporterze, który jest przypięty/objęty jeszcze pasem. Maja to moja rodzina i nie ma inaczej.
Mamy klatkę, tylko że ona nie wysiedzi w niej jak jest zamknięta, większość drogi śpi w klatce, ale musi być otwarta. Od czasu do czasu wychodzi zjeść i zobaczyć co się dzieje na drodze. Któregoś razu postanowiliśmy ją przetrzymać w zamkniętej klatce, 2 godz. kot mordę darł jakby ją ze skóry obdzierali, no i nie stety kotka wygrała. Jak ją pakujemy do klatki to jest przerażona i strasznie miałczy, gdy jest już w aucie luzem, czuje się jak w domu.
Maja wie, że musi, nie drze się i spokojnie wytrzymuje kilka godzin podróży. I dla jej bezpieczeństwa.
To masz spokojnego kociaka.
ojaciee jakie skupienie! (Twoje tez, ale o Kocie teraz myślałam :)
inni kierowcy powinni sie od niej uczyć!
nie tam jakieś rozgladactwo na boki, pisanie smsów, malowanie rzęs, itd :)
cuudne zdjęcie!
Uczę się od niej.
U mnie na działce jest kot, który odwiedza mnie jak tylko jestem na niej. Od jesieni zjawia się zawsze. Jak jestem w domku to stoi przy drzwiach i miauczy - zapewne mnie woła. Do dnia dzisiejszego nie pozwala się dotknąć. Najbliżej to podchodzi na pół metra
Dzisiaj niespodzianka- przyprowadziła na posiłek cztery swoje małe kotki - te to dopiero uciekają. Pozdrawiam.
Przyzwyczają się kocięta. Miseczka zrobi swoje. Matka będzie obserwowała z bliska.
Czy można wyrzucić kogoś takiego?
Nie można <3
U mnie sytuacja jest skrajna - (kot mieszka z rodzicami) kiedy rodzice wyjeżdżają, dziadek przyjeżdża jako catsitter ;)) a mieszka ponad 250 km od nich. To idealne rozwiązanie bo i dziadek Ninę uwielbia i Nina dziadka. Kot nigdy nie jest sam w domu dłużej niż kilka godzin, kiedy wszyscy są w pracy, a i tu starają się tak zagospodarować czas, żeby ktoś wyszedł z kotem rano na dwór, a po pracy jak najszybciej wrócił do domu do kota, bo widać po Niny zachowaniu jak to wpływa na jej samopoczucie. Czuje się lepiej, jest weselsza, mniej się stresuje, kiedy jest z ludźmi. Kochamy naszego wrednego małego misia bardziej niż nakazuje rozsądek :)
Zgadzam się z Tobą. Maja też nie zostaje sama dłużej niż kilka godzin, na czas pracy. Ale ona wie, że pani wróci.
#PL-ZWIERZETA: Ten post został uznany za wysokiej jakości i otrzymał dodatkowy "zastrzyk" UP - dzięki projektowi Perpetuum Mobile.
Dziękuję.
u nas jedyny problem to metafizyczne przeczuwanie kota o zbliżającym sie "niebezpieczeństwie" wsadzenia go w kocią torbę.
on już wie, (często zanim jeszcze my wiemy :), że szykuje sie jakaś niecna zasadzka (czyli przejażdżka samochodem).
nie znosi, nie toleruje, nienawidzi, zaszywa sie, znika, przechodzi przez ściany; zapada sie pod ziemie;
noo nie ma kota i już.
na nic prośby, fortele, pułapki, szantaż, kuszenie żarciem czy tez inna korupcja.
na sama myśl mi słabo, zatem kocisko - jakby nie patrzeć - znowu wygrywa, bo musimy plany dopasowywać do niego, i tak kombinować, by jemu było dobrze.
ech.
no, ale ktoś musi w domu rządzić.
PS:
super ta karta do portfela.
tutaj jeszcze popularne są naklejki na drzwi (na wypadek pożaru, zaczadzenia, innych nieprzewidzianych domowych awarii; tekst na naklejce powiadamia strażaków etc, że mamy w domu zwierzynę i zawiera prośbę o ich ocalenie)
Każdy kotek ma inny charakter. I bardzo dobrze. Dobry pomysł z naklejkami. U nas by zerwali....
niekoniecznie.
może któryś ze strażaków sam ma kota (psa/ptaszka/świnkę etc.)
i nie będzie mu to obojętne.?
ale jeśli nie będzie wiedzieć, nie będzie świadomy jego istnienia i nie podejmie żadnych działań.
(a naklejkę można spróbować wykonać samodzielnie.)
Nie mówię o strażakach tylko o tych, co muszą wszystko zniszczyć, połamać, zerwać....
A! ci...
oj
:(
Mamy tak samo, tylko zaczynamy pakować walizki, kot już szuka miejsca gdzie by się schować, jak go znajdę to zwija się w kulkę, ogon pod dupę, i kot zdechł, jak mi jej w tedy szkoda, ktoś jak by z boku popatrzył, to by pomyślał że ten kot jest ciągle bity.
ej to prawda! Nina też zawsze wie, że idziemy do weterynarza. mam wrażenie, że zwierzaki rozumieją znacznie więcej niż nam się wydaje
Po kilkuletnim zastanawianiu i sprawdzaniu, czy osiedliśmy już na tyłkach - jest. Marmolada
Jaka słodycz. I cudne imię.
Dziękuję. To już druga.
Bronek chyba nigdy nie został sam dłużej niż na trzy godziny. Kiedyś zostawiłem go na podwórku bo musiałem wyjść do okolicznego sklepu, jak wrócilem za pół godziny Bronek siedział pod drzwiami i wył. Hmmm... przegiął?
Ty przegiąłeś. Zostawić psa na całe życie? Jak mogłeś, było zabrać ze sobą :P
Gratulacje: https://steemit.com/polish/@kurator-polski/tygodnik-kuratorski-22
Dziękuję potrójnie.